Kto sam, ten nasz najgorszy wróg! A śpiewak także był sam. Patrzył na równy tłumów marsz Milczał wsłuchany w kroków huk A mury rosły, rosły, rosły A śpiewak także był sam. Bo chcę z tobą poprzebywać. Jeszcze parę dni. Za wszelką cenę. Pomimo że mnie bez przerwy okłamujesz. W sumie, to okłamuj mnie dalej. Wciskaj mi najgorszy kit na świecie. Nie chcę nic oprócz twoich farmazonów. Oprócz twoich bajek. Oprócz twojego udawania dorosłej. Szukania dziury w całym. Pragnę, byś mnie bez przerwy wkurwiała. Oh well, ja i mój kac. I policja, która prawiła kazanie idiocie, który ich wezwał zamiast nam. Przecież wcale a wcale nie naruszaliśmy ciszy nocnej, uhm. I Kaczmarski gdy wszyscy byli zbyt pijani by chodzić. Dobrze było. Zaraz się położę, za chwileczkę. Tylko przeczytam książkę. A o czwartej na rower, dwie godzinki, mru! Póki co, kończę wydawać pieniądze na duperele i upajam się świeczkami opiumowymi a w tle soundtrack z Silent Hill. Jest dobrze. A mi aż dziwnie, że po pewnych dzisiejszych wydarzeniach się nie gniewam. Hm. I Maciek się odezwał. Znów będzie chciał mnie wyciągnąć na paralotnię. HMPF@#$%^&#$%^&*. Jakoś nie chcę mi się odpisywać. Niech sobie poczeka. Skoro po takim czasie nie doszło do niego, że go nie lubię, aj. Powinienem być bardziej stanowczy. I zgubiłem moją kochaną pacyfkę. Muszę ją znaleźć. I zawiesić na lepszym łańcuszku. I muszę jutro posprzątać. A potem do pracy. Ju-hu. Autentycznie, przeraża mnie ludzka nietolerancyjność. Zapomniałem o tym. Dziś mi kilkakrotnie przypomniano. Auć. Debiut był to średnio udany, co sam dostrzegł. Przełom nastąpił lwowskiej operze, gdzie w styczniu 1925 r. grał i śpiewał jako Faust w operze o tym samym tytule. Zebrał tyle pochwał
To paradoks, że hymnem walki o wolność stał się gorzki tekst o tym, jak ideę wolności tłum przemienia w niewolę. Kiedy pod Sejmem, podczas manifestacji przeciwko reformie sądownictwa, Dorota Stalińska zaśpiewała „Mury” ze słowami Jacka Kaczmarskiego, wiele osób oskarżyło ją o profanację solidarnościowego hymnu. Gdyby jednak uważnie wsłuchać się w całą piosenkę, można by zauważyć, że jej wykonanie w takich okolicznościach jest raczej strzałem w stopę. Problem w tym, że tekst Kaczmarskiego niemal od początku był rozumiany opacznie. Na początku był pal Mało kto wie, że melodia „Murów”, wykonywana przez trio Kaczmarski – Gintrowski – Łapiński, jest dziełem katalońskiego pieśniarza Lluísa Llacha. Pomysł stworzenia polskiej wersji zrodził się w grudniu 1978 r., podczas spotkania artystów i studentów w jednym z warszawskich mieszkań. Piosenka Llacha słuchana z płyty zrobiła wówczas na Kaczmarskim ogromne wrażenie. W oryginale ów utwór nosi tytuł „L’Estaca”, co oznacza pal albo słup. „Tekst tam jest inny, o wyrywaniu pala, do którego są przywiązani ludzie, ale motyw jakby ten sam” – wyjaśniał autor polskich słów w rozmowie z Waldemarem Maszendą. Oryginał został zresztą później przetłumaczony na język polski. Dokonała tego Agnieszka Rurarz, a wersję z jej przekładem wykonywał, wraz z Zespołem Reprezentacyjnym, Filip Łobodziński, inny uczestnik tamtego warszawskiego spotkania. Utwór Llacha był swego czasu w Katalonii niezwykle popularny, śpiewano go na manifestacjach przeciwko dyktaturze generała Franco. Kiedy władza zakazała wykonywania utworu, uczestnicy demonstracji nucili samą melodię. Kaczmarski w swoim tekście nawiązywał do tej historii: „sama melodia bez słów/ niosła ze sobą starą treść”. Polskie słowa są więc po części inspirowane historią samego Llacha, jednak ich przesłanie jest znacznie bardziej uniwersalne. Mówią o roli poety, który zaszczepia w ludziach ducha wolności: On natchniony i młody był, ich nie policzyłby nikt. On im dodawał pieśnią sił, śpiewał, że blisko już świt. Świec tysiące palili mu, znad głów unosił się dym. Śpiewał, że czas, by runął mur, oni śpiewali wraz z nim. Wyrwij murom zęby krat, zerwij kajdany, połam bat, a mury runą, runą, runą i pogrzebią stary świat! Samotność poety Wkrótce „Mury” Kaczmarskiego zaczęły żyć własnym życiem. Stały się nieformalnym hymnem pierwszej Solidarności. Pieśń tę śpiewano podczas strajków w stoczni, wykonywali ją internowani w okresie stanu wojennego. Fragment piosenki rozpoczynał też audycje nielegalnego Radia Solidarność. Niestety, aby nadać utworowi optymistyczniejszą wymowę, bardzo często zmieniano albo wręcz pomijano jego zakończenie – kluczowe dla rozumienia całości: Aż zobaczyli, ilu ich, poczuli siłę i czas. I z pieśnią, że już blisko świt, szli ulicami miast. Zwalali pomniki i rwali bruk. – Ten z nami! Ten przeciw nam! Kto sam, ten nasz najgorszy wróg! A śpiewak także był sam. Patrzył na równy tłumów marsz, milczał, wsłuchany w kroków huk. A mury rosły, rosły, rosły, łańcuch kołysał się u nóg… Ostatnia zwrotka tekstu Jacka Kaczmarskiego ukazuje przecież rewolucję, która wymknęła się spod kontroli. Zamiast wolności przynosi kolejną niewolę, a jej ofiarą staje się poeta – ten sam, który niedawno zagrzewał do walki. Nie tylko odczuwa on samotność wśród tłumu „rwącego bruk”, czyli zamieniającego szlachetną ideę w uliczną jatkę, ale staje się „najgorszym wrogiem” tej rewolucji, pożerającej własne dzieci. Ballada wywróżyła siebie „»Mury« napisałem w 1978 r. jako utwór o nieufności do wszelkich ruchów masowych. Usłyszałem nagranie Lluísa Llacha i śpiewający, wielotysięczny tłum i wyobraziłem sobie sytuację – jako egoista i człowiek, który ceni sobie indywidualizm w życiu – że ktoś tworzy coś bardzo pięknego, bo jest to przepiękna muzyka, przepiękna piosenka, a potem zostaje pozbawiony tego swojego dzieła, bo ludzie to przechwytują. Dzieło po prostu przestaje być własnością artysty i o tym są »Mury«. I ballada ta sama siebie wywróżyła, bo z nią się to samo stało. Stała się hymnem, pieśnią ludzi i przestała być moja” – mówił Jacek Kaczmarski po latach w rozmowie z pismem „Indeks”. Proroczy charakter tej pieśni objawia się jednak nie tylko w tym, że ludzie ją przechwycili, ale przede wszystkim w tym, że przeinaczyli jej przesłanie. Znamienne, że ostatnia zwrotka piosenki bywała podczas koncertów zagłuszana, zaklaskiwana, a nawet – o zgrozo! – zmieniana. Zdarzało się, że publiczność w finałowym refrenie dopowiadała: „A murów nie ma, nie ma, nie ma…”. Wszystko to bardzo irytowało Kaczmarskiego. Prawie dekadę po napisaniu „Murów” stworzył on piosenkę „Mury ’87 (Podwórko)”, której wymowa była jeszcze bardziej gorzka niż tej pierwszej: Jak tu wyrywać murom zęby krat, gdy rdzą zacieka cegła i zaprawa? Jakże gnijącym gruzem grzebać stary świat, kiedy nowego nie ma czym – i na czym – stawiać? O czym dziś na podwórku śpiewać liszajom obsuniętych ścian, gdzie nawet skrawek nieba ziewa na widok tych śmiertelnych ran? Nie chcieli zrozumieć – Ludzie tak naprawdę nie chcieli zrozumieć przesłania tego utworu, wyciągnęli z tego to, co im było w danym momencie potrzebne – stwierdził po latach w radiowym wywiadzie Przemysław Gintrowski. W sumie trudno się dziwić, bo cytowane w tekście słowa pieśniarza, w połączeniu ze wzniosłą melodią, mają w sobie moc, która udziela się słuchaczowi. Poza tym błędna interpretacja tych słów przez opisany w piosence tłum bynajmniej nie unieważnia przesłania śpiewaka o potrzebie burzenia murów. Wolność pozostaje wartością, o którą warto walczyć – tyle że na zupełnie innym poziomie, niż chciał to widzieć ów tłum. – Pisałem o tych, co śpiewają: „mury runą”, ale też o tym, że na miejscu tych murów wyrastają nowe – tłumaczył w innej rozmowie sam Kaczmarski. – To piosenka, która mnie prześladuje, odkąd powstała, i nieporozumienia wokół niej są zasadnicze. Ona czym innym była dla ludzi internowanych, którzy ją śpiewali „ku pokrzepieniu serc”, czym innym dla mnie, czym innym dla ludzi teraz młodych, którzy widzą w niej moją głęboką niewiarę czy sceptycyzm co do wszelkich ruchów masowych. Dziś jednak znów zapomina się o tym potężnym ładunku sceptycyzmu zawartym w balladzie. Większość śpiewających ją pod Sejmem z pewnością nie zdaje sobie sprawy, że tekst ów jest przestrogą przed siłą tłumu, która – źle ukierunkowana – łatwo może stać się siłą niszczącą. Nie negując prawdy o tym, że wolność jest wartością, której trzeba bronić, warto i tę przestrogę zawsze przypominać. •
"Kto sam ten nasz najgorszy wróg!" A śpiewak także był sam Patrzył na równy tłumów marsz Milczał wsłuchany w kroków huk A mury rosły, rosły, rosły Łańcuch kołysał się u nóg Patrzy na równy tłumów marsz Milczy wsłuchany w kroków huk A mury rosną, rosną, rosną Łańcuch kołysze się u nóg

Słynne „Mury” Jacka Kaczmarskiego stały się hymnem pierwszej, jeszcze niewinnej, „Solidarności”. Ten najbardziej znany – i jednocześnie najmniej zrozumiany utwór – podzielił los swego twórcy. Jacek Kaczmarski – świetny obserwator i komentator świata, poeta i prozaik – w powszechnej opinii funkcjonuje jedynie jako „bard Solidarności”. „Każdy spotka tego diabła, którego się boi” niemal proroczo przewidział Jacek. Piosenki Jacka Kaczmarskiego zacząłem poznawać w czasie stanu wojennego, kiedy chodziłem jeszcze do ogólniaka. Celowo używam określenia „zacząłem poznawać”, bo twórczość Jacka jest tak wielowątkowa, niejednoznaczna i bogata, że wciąż może prowokować odkrywanie nowych treści. Tak ja przynajmniej odbieram twórczość Kaczmarskiego. Tym samym odkrywam, że w tej kwestii nie stać mnie na dziennikarski obiektywizm. Cóż, nie wszystko można zmierzyć „szkiełkiem i okiem”. Pamiętam pewien rajd turystyczny, na który wybraliśmy się pod wodzą historyka z mojej budy. Był to jeszcze stan wojenny, czołgi i milicja na ulicach. Szliśmy jakąś polną drogą, ja grałem na gitarze. Wszyscy głośno śpiewaliśmy „Mury” Jacka Kaczmarskiego. Przechodziliśmy akurat przez małą wioskę pod Bydgoszczą. Pewien mężczyzna na chwilę przerwał przekopywanie ogródka. Patrzył w naszą stronę. Nagle zaczął płakać! Podniósł w naszą stronę dłoń z palcami w kształcie litery V! Tam, na tej polnej drodze, piosenka Jacka przełamała między nami mur nieufności. Mur zrozumiały i naturalny w tych czasach i okolicznościach. A jednak… „A mury runą, runą, runą I pogrzebią stary świat!” Pierwowzorem późniejszych „Murów” była powstała w 1968 roku pieśń katalońskiego barda Luisa Llacha. Opowiadała o słupie, do którego wszyscy jesteśmy przywiązani. Był to widomy symbol zniewolenia Katalończyków w Hiszpanii rządzonej przez znienawidzonego generała Franco. Pieśniarz zapewniał, że starczy pociągnąć mocno za sznur. Raz jeden, raz drugi uwiązany. Słup zacznie się chwiać i „na pewno runie, runie, runie, nie pozostanie po nim ślad”. Kaczmarski do muzyki katalońskiego barda dodał swoje słowa. W zasadzie opisywały one los walczącego z reżimem Llacha. To przy publicznych wykonaniach pieśni „świec tysiące palili mu”. Był czas, że hiszpańska cenzura zakazała wykonywania tego utworu, wtedy Llach ograniczał się do grania melodii pieśni, słowa wyśpiewywały słuchające go tłumy Katalończyków. „I sama melodia bez słów niosła ze sobą znaną treść, dreszcze na wskroś serc i głów.” W ”Murach” Kaczmarskiego w trzeciej zwrotce zachodzi niepokojąca zmiana rewolucyjnego nastroju. Rewolucjoniści „zobaczyli, ilu ich, poczuli siłę i czas. I z pieśnią, że już blisko świt szli ulicami miast. Zwalali pomniki i rwali bruk – ten z nami, ten przeciw nam. Kto sam ten nasz największy wróg! A śpiewak właśnie był sam…” „A mury rosły, rosły, rosły Łańcuch kołysał się u nóg” Śpiewak stracił swoją pozorną kontrolę nad wielbiącym go tłumem. Stanął z boku, już jako obserwator. Co gorsza, skoro nie podążał w tym kierunku, co inni – stał się wrogiem. Rewolucja pożera własne dzieci, taki los spotkał też barda, który pierwotnie porwał tłumy do walki. Charakterystyczne, że w przypadku Lluisa Llacha ten scenariusz sprawdził się co do joty. Utwory tego lewicowego śpiewaka były blokowane przez cenzurę w komunistycznej Polsce – jako pieśni wywrotowe. Śpiewak został sam… Po zwycięstwie rewolucji „mury rosły, rosły, rosły, łańcuch kołysał się u nóg”. Rosły mury między ludźmi, te mentalne, te najtrudniejsze do skruszenia. Mury nietolerancji, niezrozumienia, zacietrzewienia. Wczorajsi zwycięzcy dziś leżeli na tarczach. Walczyli o wolność, a ich własna małość sprawiła, że „łańcuch kołysał się u nóg”. „Solidarność” nigdy nie przyjęła „Murów” jako całości. Internowani po 13 grudnia 1981 działacze panny S po odśpiewaniu trzech zwrotek w miejsce refrenu o rosnących murach dodawali ten bardziej optymistyczny o wyrywaniu murom zębów. Ktoś też (za Kaczmarskiego) dopisał inną, bardziej budującą pointę: „Nie, nie, nie umarł dla nas czas, jest jeszcze tyle pieśni w nas, bo trzeba wierzyć, wierzyć, wierzyć, by móc gdzieś dojść, by żyć, by trwać”. Podstawowy dysonans, jaki tu się ujawnił, polegał na odmiennej poetyce. Jacek był twórcą, poetą, człowiekiem nieufnym wobec ruchów masowych. Zbyt cenił sobie własną indywidualność i talent, aby składać to wszystko na ołtarzu rewolucji. A „Solidarność” niewątpliwie była ruchem masowym, w którym wola jednostki musiała podporządkować się woli ogółu. Śpiewak musiał zatem pozostać sam… Mieliśmy przykłady twórców, którzy swój talent poświęcali w całości rewolucji. Tak zrobił Majakowski, tak zrobił Gałczyński. „Bądź odważny, gdy rozum zawodzi, bądź odważny. W ostatecznym rozrachunku jedynie to się liczy” (Zb. Herbert). Wydaje się, że w tym zestawieniu tylko Kaczmarski miał odwagę powiedzieć tłumowi „nie”. Czy jednak ktoś usłyszał jego sprzeciw? Teraz, po latach, jest czas na refleksję. Można sięgnąć do późniejszej twórczości Jacka. Do jego wierszy obrazujących malarstwo, odnoszących się do ważniejszych zdarzeń historycznych. Do tych opisujących człowieka i jego codzienne rozterki. Zaręczam – kopalnia emocji i wrażeń. Zupełnie inny Jacek, niż znamy go z Radia „Wolna Europa”. Jacek – poeta, nie bard „Solidarności”. Ja też, nie kryję, podchodziłem bardzo przedmiotowo do piosenek Kaczmarskiego. Zwłaszcza w czasie stanu wojennego i po nim. Wolałem wyrywać murom zęby, niż dopuścić myśl, że sam buduję nowy mur. Taka była potrzeba chwili – o czym opowiadałem na wstępie, o naszym rajdzie turystycznym. Wszyscy byliśmy odwróceni… Dla mnie osobiście poezja Zbigniewa Herberta i Jacka Kaczmarskiego (celowo stawiam tych dwóch poetów obok siebie) stała się swoistym dekalogiem. Prawdami, którym nie wolno zaprzeczyć. Zarówno Herbert, jak i Kaczmarski w swojej twórczości oscylowali wokół priorytetów. Prawd ostatecznych. Niepodważalnych. Stawali w szeregach „obrońców królestwa bez kresu i miasta popiołów”. Cóż pozostawało po wezwaniu „Bądź wierny, idź…”? Kaczmarski to bunt wobec zastanej rzeczywistości. Kontestacja. Moi synowie przeżywają to samo, słuchając zupełnie innej, swojej muzyki. I dobrze. Taki bunt jest twórczy, pozwala inaczej ustawić skalę wartości. Od dziesięciu lat organizuję w Bydgoszczy Festiwal piosenek Jacka Kaczmarskiego „Źródło wciąż bije”. Najbliższy odbędzie się 13-14 czerwca 2015, szczegóły na . Ta impreza skupia pozytywnie zakręconych ludzi. Takich, którzy w Jacku widzą Twórcę, a nie tylko barda „Solidarności”. Którym nota bene Jacek nigdy zostać nie chciał. Chyba jednak spotkał swego diabła… Grzegorz Dudziński

Miłość do Litwy zaszczepił w nim dopiero stary śpiewak, Halban, który opowiada chłopcu o losach Litwy. Wzmacnia w ten sposób jego tożsamość narodową i miłość do ojczyzny. Od tego momentu Walter Alf wszystko robi z myślą o Litwie, udaje mu się także podstępem wydostać z szeregów krzyżackich i powrócić do rodzinnego kraju.

— Rewolucja pożera własnych ojców. Jakże klasycznie kończy się ten twój nowy świat, obywatelu! — Mną to się zadławi. Pana hrabiego toby nawet, połykając, nie zauważyła — parsknął Pankracy, starający się rozpalić ogień. Henryk oznajmił oczywiście, że pora umierać i on tutaj będzie celowo konał z zimna w kącie chaty drwala, ale rąk sobie pracą nie zhańbi. Znaczy, to drugie to Pankracy wydedukował i ogłosił sam. Cokolwiek zjadliwie. Fakt, że Leonardowi ideologiczna miłość przeszła w równie ideologiczną zazdrość o zbędny reakcyjny element – vel błyskotkę wojenną vel Henryka – a następnie w niezmiennie ideologiczny zapał do buntu przeciwko dowódcom, którzy zdradzili odwieczne ideologiczne ideały, tak jakoś go nastrajał. Zdrada Leonarda i to, że ów znalazł posłuch, który z kolei zmuszał Pankracego i Henryka do tułania się po lesie i liczenia na pomoc, tfu, wiernego feudalnym ideałom ludu. Feudalny ideał uosabiał Henryk, od lat uparcie starający się umrzeć, bo oddychanie powietrzem egalitaryzmu uwłaczało jego godności. Całe to umieranie na pokaz było niespecjalnie przydatne w ucieczce. Pankracy twierdził, że nie zostawił hrabiego na pastwę losu tylko ze względu na miłość ludu, przynoszącą pożywne korzyści. — Klasyczne za to jest, że pan hrabia leży. Bezczynnie. — Nieprawda. Ułożyłem dramat i dwie filozoficzne rozprawy. — Chociaż z filozofii wojny partyzanckiej? — Być może to, że ręce trzęsły mu się ze złości, tłumaczyło, czemu Pankracemu rozpalanie ognia idzie trzy razy wolniej niż zwykle. Henryk go zignorował. Potem, kiedy ogień wreszcie buchnął w kominku, dodał łaskawie: — Oraz słałem listy. — Listy? — Do osób o podobnych zapatrywaniach filozoficznych. Otrzymałem już nawet kilka odpowiedzi. Nic ostatecznego, rzecz jasna – upadł nasz ideał i kluczymy jak kupcy – ale budzących nadzieję na pewne... wsparcie, choć głównie duchowe. Ale może i brzęczące... — Henryk zacmokał ponownie. — Chyba nie łudziłeś się, ty, taki cynik i uczony, że skruszenie paru zamków w jednym kraiku wystarczy, żeby obalić wolę... — ...władzy i poddaństwa... — ...ducha, tradycję i honor!

Album „sanah śpiewa Poezyje” składa się z 10 wierszy autorstwa ukochanych przez artystkę poetów. Fragmenty utworów, do których sanah napisała muzykę, można było usłyszeć już na wiosennej trasie koncertowej Uczta Tour, a niektóre z nich pojawią się także podczas jesiennej trasy Bankiet U Sanah Tour.
Jesteś w raju / Żaden tłum nie dotarł nigdy na twój szczyt/Jesteś w raju/ Gdzie spokojny słyszysz krwi i myśli rytm... - w 10. rocznicę śmierci Jacka Kaczmarskiego śpiewali Mirosław Czyżykiewicz, Jacek Bończyk i Hadrian Filip Tabęcki, przypominając "Raj", obok "Muzeum", "Murów" czy późniejszej "Wojny postu z karnawałem", jeden z legendarnych programów legendarnego barda, wykonywanych w 1980 roku z Przemysławem Gintrowskim i Zbigniewem Czy Jacek spogląda dziś na nas z raju? - zastanawia się Mirosław Czyżykiewicz, nawiązując do ambiwaletnego stosunku Kaczmarskiego do wiary czy współczesnej polityki, a także skomplikowanego życia osobistego opisanego, bez przemilczeń, przez Krzysztofa Gajdę w świetnej biografii pt. "To moja droga". Czyżykiewicz uważa, że erudycja, wiedza i wielki talent Jacka Kaczmarskiego sprawiły, że dorobek, jaki nam pozostawił, jest nie do przecenienia. - Każdy, kto pozna jego piosenki, wiersze, poematy, powieści, każdy, kto posłucha, jak śpiewał, w jaki sposób grał na gitarze, wie doskonale, że mieliśmy do czynienia z jednym z największych fenomenów kultury polskiej XX i XXI wieku - mówi poeta piosenki, który pierwszy raz osobiście zetknął się z Jackiem w 1980 roku jako 19-latek. Kaczmarski, który wykonywał "Rejtana", podczas Spotkań Zamkowych w Olsztynie miał wówczas 23-lata i już był legendą, liderem mocnego wówczas środowiska piosenki literackiej. Ich znajomość trwała aż do śmierci, Czyżykiewicz wspomina, jak po powrocie z emigracji Kaczmarski wybrał go, śpiewającego wiersze Josifa Brodskiego, jako... support własnych koncertów. - A czy jego duchowe życie toczy się teraz w raju, z którego przecież dał "sprawozdanie", będąc jeszcze wśród nas? Jeśliby sięgać do jego prywatnych doświadczeń, o których dziś także się mówi bez ogródek, to wydaje mi się, że dzieło rozgrzesza twórcę, przynajmniej w jakiejś części - uważa Mirosław Czyżykiewicz. - Jacek, jakiego znałem, z jednej strony miał zmysł niezwykle naiwnego, dobrego i otwartego człowieka, a z drugiej za sobą emigracyjną tułaczkę, doświadczenia alkoholowe i trudne związki z kobietami. Ten świat go po prostu porządnie przeturlał - przypomina poeta piosenki. "Zwalali pomniki i rwali bruk - Ten z nami! Ten przeciw nam!/Kto sam, ten nasz najgorszy wróg!/A śpiewak także był samCzy Kaczmarski był bardem? - Był, ale w najszerszym tego słowa znaczeniu, a nie tylko "bardem Solidarności", która trochę go zawłaszczyła - tłumaczy Jacek Bończyk, który od lat wykonuje jego piosenki, a w tym roku z własną Fundacją na Rzecz Kultury i Fundacją Jacka Kaczmarskiego, prowadzoną przez Alicję Delgas, ostatnią partnerkę życiową poety, organizują wiele imprez poświęconych zmarłemu 10 kwietnia 2004 roku artyście. - Kaczmarski był przede wszystkim poetą, intelektualistą, znawcą historii i malarstwa. Po prostu kilka walczących piosenek zafunkcjonowało w naszym kraju, w momencie, gdy było to nam wszystkim potrzebne. I wtedy narodził się mit barda Solidarności, na co Jacek się nieco zżymał. Bo przecież nigdy nie był kimś, kto idzie z gitarą wraz z tłumem. Widać to, jeśli się przeanalizuje tekst "Murów", które miliony ludzi walczących o wolność uznały za swój hymn - tłumaczy Jacek Bończyk. I przypomina, że artysta był człowiekiem z krwi i kości, żyjącym jak my, pijącym wódkę, jak każdy - tyle że obdarzonym niezwykłym Warto jednak pamiętać, że śpiewał również limeryki, piosenki miłosne czy pijackie. Właśnie dzięki Kaczmarskiemu, dotarłem do twórczości Stanisława Staszewskiego, przecież to on śpiewał "Baranka" - wspomina Bończyk, który w młodości natrafił na kasety z piosenkami Kaczmarskiego. Tak było ze wszystkimi wielbicielami Kaczmarskiego: kasety, za pośrednictwem drugiego obiegu, przegrywane z grundigów na grundigi, krążyły w latach 80. po całej Polsce. A jak twierdzi większość wielbicieli talentu barda, gdy się raz trafi na twórczość Kaczmarskiego, to się już z niej nie można wyplątać. Tak jest do dziś. "Za dużo" napisał tekstów ważnych. - Ale najważniejsze, że dziś twórczość Jacka chcą odczytywać na nowo kolejne pokolenia i odkrywają ją bardzo młodzi ludzie - cieszy się Bończyk. - To nie jest tak, że tylko my, dziadkersi po czterdziestce i starsi, którzy chodzili na koncerty Jacka, o nim pamiętamy. Choć w czasie, gdy telewizja i radio, poza Trójką, atakują nas chłamem, i gdy w mediach nie usłyszysz o rzeczach ważnych, trzeba szukać jego twórczości na własną się z płaczu pan Zagłoba/Nad symboliczną Polski trumną/I krwi nie woła - sam nad grobem/Bo umrzeć łatwo; żyć jest Podwin, który od prawie 8 lat z nieustannym powodzeniem prowadzi Wrocławski Salon Kaczmarskiego (comiesięczne koncerty i spotkania wielbicieli jego twórczości), tłumaczy, że na szczęście, jeśli już ktoś zacznie szukać, to... łatwo i dużo znajdzie. - Wielką zasługą przyjaciół Kaczmarskiego jest to, że jego twórczość jest dostępna i świetnie opracowana. To dziś chyba najlepiej "zdokumentowany" artysta w Polsce. Na kilku kompilacjach płyt ukazały się właściwie wszystkie nagrania Jacka, są dostępne jego śpiewniki, książki, i wciąż ukazują się kolejne opracowania - zapewnia polonista (prace maturalna i magisterska o Kaczmarskim), niestrudzony kaczmarolog oraz lider zespołu Triada Poetica. Podwin, wraz z przyjaciółmi, świętuje nawet "urodziny" kolejnych utworów przypomina, że w Polsce są trzy festiwale, na których wykonuje się piosenki Kaczmarskiego (najsłynniejszy jest Festiwal "Nadzieja" w Kołobrzegu). Jest też kilku artystów, którzy wykonują wyłącznie jego piosenki (np. Trio Łódzko-Chojnowskie, poznański Kwartet Pro Forma i wspomniana wyżej wrocławska Triada Poetica), nie licząc wielu wykonawców z zupełnie innych gatunków muzycznych, którzy włączają utwory barda do swojego repertuaru i wykonują je np. w rytmie rocka, jak Strachy na Lachy lub reggae, jak to czyni Habakuk, a nawet na w tym dziwnego, gdyż o skali talentu Kaczmarskiego świadczy też to, że ilu jest wielbicieli Kaczmarskiego, tyle ulubionych utworów. Przecież poeta w zależności od potrzeb potrafił pisać jak... Jan Kochanowski, Sienkiewicz albo po "mikołajorejowemu". Był genialnym stylistą. Nie stanowiło problemu, czy jego piosenka to analiza flamandzkiego malarstwa, wcielenie się w "Carycę Katarzynę", czy powiedzmy, w Boga, jak to uczynił w programie "Raj", filozoficzno-poetycką refleksja nad naturą dobra i zła. We śnie nie śpiesz się, masz czas/Snom daj płynąć, a nie płonąć/Śnij, jak śni się tylko raz/Swą maleńką nieskończonośćSzymon Podwin wspomina, jak kilka godzin przed każdym wrocławskim koncertem przychodził do Jacka Kaczmarskiego i rozmawiał z nim o konspektach lekcji polskiego, poświęconych analizie i rozmowach o jego twórczości. Kaczmarski nigdy nie lekceważył rozmówców. Autor tego tekstu miał przyjemność w 1991 roku (gdy Kaczmarski był jurorem Festiwalu Piosenki Autorskiej "Łykend") poznać i przegadać z poetą kilka wieczorów, a potem jeszcze kilka razy przeprowadzać z nim wywiady. Nie o poezji. O polityce, współczesnej, "wolnej" Polsce, porównaniach z Wysockim, życiu w Australii... Rozmówca idealny, który lubił Wrocław, miał tu wielu przyjaciół i znajomych. Przyjaciół jeszcze z lat siedemdziesiątych, gdy wchodził w dorosłość, z osiemdziesiątych (tych, którzy pracowali z nim w Radiu Wolna Europa i wrócili do Polski), dziewięćdziesiątych (którzy poznali się z Jackiem w Australii), dwutysięcznych (artystów, organizatorów jego koncertów) i tych najnowszych, z XXI wieku, którzy właśnie odkryli, że mieliśmy takiego poetę piosenki, balladzistę, pieśniarza. I że będziemy o nim pamiętać, nie tylko w rocznicę polskich Czerwców, Grudniów, Sierpniów, opowiadając dzieciom i wnukom, jak śpiewało się z nim "Wyrwij murom zęby krat...". Zresztą to przecież nie była piosenka Jacka Kaczmarskiego, on tylko przetłumaczył i strawestował utwór Lluisa Llacha.
Byłem sam - Piękna Piosenka Religijna - Tekst. Byłem sam - Piękna Piosenka Religijna - Tekst piosenkireligijne.pl - największy zbiór piosenek religijnych Byłem sam, zupełnie sam, mimo wielu twarzy tłumu, a C G d mimo blasku barwnych lamp, nie umiałem wyjść zza muru. F C F E a Biłem głowa nie umiałem wyjść ze swoich małych ram,
Sąd skazał aktywistę Jana Śpiewaka na karę grzywny za zniesławienie mec. Bogumiły Górnikowskiej. Śpiewak zarzucił jej, że "przejęła w 2010 roku metodą na 118-letniego kuratora kamienicę na Ochocie". Czy sąd mógł uznać inaczej? Czy to Jan Śpiewak ma rację? Analizujemy i odpowiadamy na najważniejsze pytania Sąd Okręgowy w Warszawie prawomocnie skazał Jana Śpiewaka na zł grzywny i zł nawiązki za zniesławienie Bogumiły Górnikowskiej. Głosy oburzenia podniosły się z różnych stron: Lewica Razem oraz wiceminister sprawiedliwości Sebastian Kaleta protestują wobec utajnienia uzasadnienia wyroku, sprawie przyglądał się Rzecznik Praw Obywatelskich, premier wyraził solidarność, Ordo Iuris zaoferowało opinię amicus curiae w dalszym postępowaniu. Jan Śpiewak uznał wyrok za polityczny i podkreślał, że został wydany w znamiennej dacie 13 grudnia. Art. 212 kodeksu karnego. Zniesławienie Art. 212 kodeksu karnego. Zniesławienie 1. Kto pomawia inną osobę, grupę osób, instytucję, osobę prawną lub jednostkę organizacyjną niemającą osobowości prawnej o takie postępowanie lub właściwości, które mogą poniżyć ją w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego dla danego stanowiska, zawodu lub rodzaju działalności, podlega grzywnie albo karze ograniczenia wolności. 2. Jeżeli sprawca dopuszcza się czynu określonego w § 1 za pomocą środków masowego komunikowania, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku. 3. W razie skazania za przestępstwo określone w § 1 lub 2 sąd może orzec nawiązkę na rzecz pokrzywdzonego, Polskiego Czerwonego Krzyża albo na inny cel społeczny wskazany przez pokrzywdzonego. 4. Ściganie przestępstwa określonego w § 1 lub 2 odbywa się z oskarżenia prywatnego. Śpiewak u Dudy Bulwersujący dla wielu osób krytycznych wobec władzy był też fakt, że Śpiewak został przyjęty przez prezydenta Dudę. Poinformował o tym w lakonicznym tweecie 15 grudnia prezydencki minister Błażej Spychalski. Śpiewak ujawniał 16 grudnia na FB, że „prezydent powiedział, że rozpatrzy mój wniosek o ułaskawienie. Równocześnie będę składał wnioski do RPO i Prokuratura Generalnego o złożenie kasacji do Sądu Najwyższego. Wykorzystam każdą legalną drogę, żeby zdjąć piętno przestępcy. Robię to dla siebie, ale też dla wszystkich, którzy walczą o sprawiedliwość. Ten wyrok był sygnałem, że ofiary reprywatyzacji nie mogą liczyć na sprawiedliwość”. Uprzedzając krytykę, Śpiewak dodał, że nie jest zwolennikiem zmian w sądownictwie wprowadzanych przez PiS. Wpis Śpiewaka na FB o wizycie u Dudy Tak, zostałem wczoraj zaproszony przez Prezydenta na rozmowę. Szanuję urząd Prezydenta, przyjąłem zaproszenie i podziękowałem za zainteresowanie moją sprawą. Rozmawialiśmy o mojej sytuacji prawnej i reprywatyzacji w Krakowie i Warszawie. Tak, Prezydent powiedział, że rozpatrzy mój wniosek o ułaskawienie. Równocześnie będę składał wnioski do Rzecznika Praw Obywatelskich i Prokuratura Generalnego o złożenie kasacji do Sądu Najwyższego w mojej sprawie. Wykorzystam każdą legalną drogę, żeby zdjąć piętno przestępcy. Robię to dla siebie, ale też dla wszystkich, którzy walczą o sprawiedliwość i nie mogą liczyć na takie wsparcie jakie ja otrzymuje. Ten wyrok był sygnałem, że ofiary reprywatyzacji nie mogą liczyć na sprawiedliwość. Dziękując Prezydentowi za zainteresowanie moją sprawą chcę zaznaczyć, że nie jestem zwolennikiem zmian i sposobu ich wprowadzania przez PiS. Uważam jednak, że reforma sądownictwa jest potrzebna. Trzeba zmienić system a nie tylko ludzi. Sądy muszą zostać zdemokratyzowane. Rozumiem, że koincydencja tych wydarzeń jest nieszczęśliwa. Nie ja jednak wpadłem na pomysł skazania mnie i utajnienia uzasadnienia wyroku. Chce jednocześnie podkreślić, że zmian wymaga prawo karne. Artykuł 212 kodeksu karnego, który pozwala karać więzieniem za wypowiedziane słowa, miał wedle zapowiedzi samych polityków PiSu zlikwidowany. Jestem zaskoczony i wzruszony ogromnym zainteresowaniem. Rozumiem, że mój wyrok wywołuje emocje ze wszystkich stron politycznego sporo. Kluczowa jest jednak sprawa. Dlatego też jak najszybciej powinny być wznowione prace nad ustawą reprywatyzacyjną i liczę na działanie ponad partyjnymi szyldami wszystkich ugrupowań. Abstrahując od politycznego kontekstu wyroku i działań Śpiewaka, zapytajmy: Czy sąd ma rację? Czy rzeczywiście reprywatyzacja kamienicy przy ul. Joteyki 13 odbyła się prawidłowo? Czy też Jan Śpiewak ma rację w tej konkretnej sprawie? Czy Śpiewak jest winny zniesławienia? Spróbujmy uporządkować okoliczności sprawy, zwłaszcza że ma ona dwuletnią już historię. Boom. Śpiewak pisze tweeta 19 października 2017 roku Jan Śpiewak opublikował na twitterze wpis: „Boom! Córka ministra Ćwiąkalskiego przejęła w 2010 roku metodą na 118 letniego kuratora kamienicę na Ochocie”. Do wpisu załączył link do materiału opublikowanego przez tabloid Fakt, w którym cytowano jego wypowiedź. Ten sam zarzut powtórzył na kilku konferencjach prasowych. W styczniu 2018 roku Bogumiła Górnikowska wniosła prywatny akt oskarżenia, zarzucając Śpiewakowi, że pomówił ją o nieprawidłowości w wykonywaniu przez nią funkcji kuratora oraz udział w aferze reprywatyzacyjnej, i naraził na utratę zaufania potrzebnego do wykonywania przez nią zawodu. Dotknęły ją informacje przekazywane przez Śpiewaka, bo wynikało z nich, że przejęła budynek lub część budynku dla siebie. Na wezwania wzywające do zaprzestania naruszeń dobrego imienia Śpiewak nie reagował, a w toku procesu nie przyjął propozycji ugody. Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia uznał Jana Śpiewaka winnym pomówienia i skazał go na grzywnę oraz nałożył obowiązek zapłaty nawiązki. Apelację wniosły obie strony. Czy postępowanie i wyrok musiały być utajnione? Zgodnie z art. 359 pkt. 2 Kodeksu postępowania karnego rozprawa, która dotyczy sprawy o pomówienie jest niejawna; ale na wniosek pokrzywdzonej rozprawa Śpiewak-Górnikowska odbywa się jednak w drugiej instancji jawnie. Art. 359. Kodeksu postępowania karnego Art. 359. KPK. Przesłanki utajnienia rozprawy Niejawna jest rozprawa, która dotyczy: 1) wniosku prokuratora o umorzenie postępowania z powodu niepoczytalności sprawcy i zastosowanie środka zabezpieczającego; 2) sprawy o pomówienie lub znieważenie; na wniosek pokrzywdzonego rozprawa odbywa się jednak jawnie. Osoby obecne na niejawnej rozprawie mają obowiązek zachowania w tajemnicy okoliczności ujawnionych na rozprawie. Nie oznacza to jednak „utajnienia” innych materiałów, które mogły być już wcześniej publicznie dostępne. Ogłoszenie wyroku jest zawsze jawne. Kontrowersje budzi, czy obligatoryjne wyłączenie jawności rozprawy w sprawie o pomówienie obejmuje również ustne motywy wyroku. Art. 364. Kodeksu postępowania karnego Art. 364. KPK Jawność ogłoszenia wyroku 1. Ogłoszenie wyroku odbywa się jawnie. 2. Jeżeli jawność rozprawy wyłączono w całości lub w części, przytoczenie powodów wyroku może nastąpić również z wyłączeniem jawności w całości lub w części. Nie jest jasne, czy art. 364 § 2 kpk w ogóle znajduje zastosowanie do spraw o pomówienie. Zdaniem sędziów ze stowarzyszenia IUSTITIA w sprawie obligatoryjnie niejawnej (a taką jest sprawa o pomówienie), ustne uzasadnienie również musi być niejawne. W opracowaniach naukowych wskazuje się jednak na to, że art. 364 § 2 kpk powinien znaleźć zastosowanie, a zatem wyłączenie jawności przytoczenia powodów wyroku nie jest obligatoryjne nawet wówczas, gdy rozprawa była obligatoryjnie niejawna[1]. Decyzję co do wyłączenia jawności uzasadnienia w takiej sytuacji podejmuje sąd. Czy można było ustanowić kuratora? Sprawa reprywatyzacji kamienicy przy ul. Joteyki 13 została zainicjowana przez spadkobierców właścicieli połowy nieruchomości – państwa Kaplan, reprezentowanych przez krakowskiego adwokata Romana Porwisza. W księgach hipotecznych widniał także wpis drugiego współwłaściciela – Aleksandra Piekarskiego. Nie była znana jego data urodzenia ani miejsce pobytu. Wiadomo było, że w 1939 roku był wpisany do księgi hipotecznej jako współwłaściciel nieruchomości. Według racjonalnych założeń w 1939 roku mógł mieć zarówno 20, jak i 70 lat, a zatem w 2008 roku mógł mieć lat 89 albo 140. W pierwszym przypadku nie można byłoby z góry przyjąć, że nie żył. Zresztą nawet wiedza o wcześniejszej dacie urodzenia, w przypadku braku aktu zgonu lub postanowienia o uznaniu za zmarłego w ówczesnym stanie prawnym mogła nie być wystarczająca. Był wprawdzie wyrok Sądu Najwyższego z 23 maja 2003 roku (III CA 1/03), zgodnie z którym jeśli data urodzenia osoby wskazywała, że z wysokim prawdopodobieństwem już ona nie żyje, ustanowienie kurateli dla nieobecnego nie było dopuszczalne (czyli kuratora nie powinno być). Jednak dopiero w 2016 roku do Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego wprowadzono jednoznaczny zapis zakazujący ustanowienia kuratora dla ochrony praw osoby, jeżeli istnieją przesłanki uznania jej za zmarłą. Jan Śpiewak wskazywał, że nie jest możliwe ustanowienie kuratora dla osoby nieznanej z miejsca pobytu, której tożsamość nie jest znana. Śpiewak przywoływał wyrok Sądu Najwyższego z 23 września 1997 roku (I CKU 117/97), w którym wskazano, że nie można ustanowić kuratora dla osoby niezidentyfikowanej. Sprawa z lat 90. dotyczyła jednak szczególnego stanu faktycznego, w którym próbowano wytoczyć powództwo przeciwko osobie fikcyjnej, która nigdy nie istniała, a jej dane widniały w sfałszowanym dokumencie. Należy zgodzić się z Janem Śpiewakiem, że nie jest możliwe ustanowienie kuratora dla Stanisława Wokulskiego, jednakże nie jest to sytuacja analogiczna do sytuacji Aleksandra Piekarskiego, o którym wiadomo było, że był osobą istniejącą. Ustanawianie kuratel dla osób nieznanych z miejsca pobytu jest zwykłą praktyką, która umożliwia przeprowadzenie szeregu najróżniejszych postępowań, w tym postępowań o rozwód, alimenty czy pozbawienie władzy rodzicielskiej. Stąd też orzeczenia sądu, który ustanawiał kuratelę dla nieznanego z miejsca pobytu Aleksandra Piekarskiego, należy uznać za zgodne z prawem według stanu wiedzy na datę wydawania tych orzeczeń. Bogumiła Górnikowska nie miała podstaw, żeby odmówić wyrażenia zgody na pełnienie funkcji kuratora. Zadaniem kuratora jest ochrona praw kuranda. Ochrona może obejmować dochodzenie roszczeń, obronę przed roszczeniami, ale też zabezpieczenie roszczeń oraz czynności zachowawcze. Ochrona to także dokonywanie czynności prawnych (z zakresu prawa cywilnego, handlowego, pracy) oraz czynności faktycznych (np. wpuszczenie do lokalu mieszkalnego osób przeprowadzających obligatoryjne przeglądy instalacji wewnętrznych)[2]. Szczegółowy zakres kurateli każdorazowo winien oznaczyć sąd. Podstawowym obowiązkiem kuratora jest prowadzenie poszukiwań osoby nieobecnej a poza tym sprawowanie zwykłego zarządu jej majątkiem, a więc dokonywanie koniecznych czynności faktycznych i prawnych, mających na celu zachowanie majątku. Tak też wynika z przywoływanego przez Jana Śpiewaka wyroku Sądu Najwyższego z 18 kwietnia 2000 roku (III CKN 270/00). Czy kurator przejęła kamienicę? Z dokumentów ujawnionych przez Jana Śpiewaka wiemy, że Bogumiła Górnikowska jako kurator udzieliła pełnomocnictwa Romanowi Porwiszowi – pełnomocnikowi pozostałych spadkobierców. Wiemy też, że Roman Porwisz podpisał protokół, na mocy którego przejął dokumenty oraz zarząd nad nieruchomością przy ul. Joteyki 13, w tym nad dotychczas niewykupionymi mieszkaniami lokatorskimi. Wiemy również, że Bogumiła Górnikowska aprobowała działania polegające na podwyższeniu czynszów lokatorom. Wiemy także, że po uzyskaniu informacji o tym, że Aleksander Piekarski zmarł w 1958 roku, kuratela została uchylona, lecz po uzyskaniu informacji o zgonie, ale przed uchyleniem kurateli podejmowane były jeszcze czynności z udziałem kuratora. Wszystko to nie zmienia faktu, że Bogumiła Górnikowska nie przejęła kamienicy, ani żadnej jej części na własność. Obecnie przyznaje to także Jan Śpiewak. Czy doszło do pomówienia? Zgodnie z art. 212 § 1 i 2 Kodeksu karnego przestępstwem jest pomówienie osoby o postępowanie lub właściwości, które mogą ją poniżyć w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego dla danego zawodu – popełnione za pomocą środków masowego komunikowania. W razie publicznego rozgłoszenia zarzutu, dla braku przestępstwa konieczne jest, aby zarzut był prawdziwy i dotyczył postępowania osoby pełniącej funkcję publiczną lub służący obronie społecznie uzasadnionego interesu. Wobec niejawnego charakteru sprawy nie są znane jej wszystkie szczegóły. Z dostępnych informacji wynika, że sąd oceniał przede wszystkim zarzut dotyczący „przejęcia kamienicy metodą na kuratora”, nie oceniał więc całokształtu procesu reprywatyzacji kamienicy. Znana z patologicznych form reprywatyzacji „metoda na kuratora” polega na tym, że w odniesieniu do nieznanego/nieobecnego współwłaściciela nieruchomości ustanawia się kuratora, lub też ustanawia się kuratora spadku, a następnie w drodze odrębnych czynności sprzedaje się zaufanej osobie udziały w nieruchomości znacznie poniżej ich wartości rynkowej[3]. Wiemy, że w odniesieniu do kamienicy przy ul. Joteyki nie doszło do sprzedaży, a Bogumiła Górnikowska nie odniosła żadnej korzyści majątkowej z udziału w tej sprawie, poza niewielkim wynagrodzeniem kuratora. Bogumiła Górnikowska wykonuje zawód zaufania publicznego – zawód adwokata. Pomówienie polega na podnoszeniu lub rozgłaszaniu zarzutu, który godzi w dobre imię pokrzywdzonego, naraża na utratę zaufania zawodowego. Rozgłoszenie zarzutu „przejęcia kamienicy metodą na kuratora” z pewnością może doprowadzić do takiego skutku, a w świetle znanych okoliczności sprawy zarzut był nieprawdziwy. Do takiego przekonania doszły również sądy obu instancji, uznając Jana Śpiewaka za winnego pomówienia. Stan prawny kamienicy do chwili obecnej nie jest wyjaśniony. Według dostępnych informacji spór pomiędzy spadkobiercami a miastem Warszawą nadal trwa, z udziałem spadkobierców Aleksandra Piekarskiego. W toku jest również postępowanie przed Komisją Reprywatyzacyjną. Czy są w tej sprawie inne wątpliwe okoliczności? Tak, choć część z nich może wynikać z niedostatku publicznie dostępnych informacji na temat sprawy. Wątpliwości budzi sam fakt oddania zarządu kamienicy w 2010 roku przez miasto Warszawę. Szereg orzeczeń dotyczących tej nieruchomości w kolejnych latach uchylono. Zastanawiać może fakt pełnienia kurateli dotyczącej nieruchomości w Warszawie przez adwokatkę z Krakowa, a także udzielenie przez nią pełnomocnictwa pełnomocnikowi spadkobierców pozostałych właścicieli. Etycznie wątpliwe było podwyższanie czynszów lokatorom, podejmowane z inicjatywy spadkobierców reprezentowanych przez mec. Porwisza. Zastrzeżenia mieć można także do informowania przez Jana Śpiewaka o sprawie w ten sposób, aby podkreślić związek z nią Zbigniewa Ćwiąkalskiego, ministra sprawiedliwości w rządzie Tuska (2007-2009), pomimo braku faktycznych podstaw ku temu, bo nie ma przecież znaczenia, że jest ojcem mec. Górnikowskiej. A jednak Śpiewak posługiwał się panieńskim nazwiskiem Bogumiły Górnikowskiej, ilustrował wpisy na temat tej sprawy zdjęciami Górnikowskiej z ojcem. Krytyka dotyczy również samej karalności pomówienia, jako istotnego ograniczenia wolności słowa. Sejm nie zdecydował się jednak na usunięcie art. 212 Kodeksu karnego, a Trybunał Konstytucyjny w 2006 roku uznał aktualną regulację za zgodną z Konstytucją. Zgubne skutki braku ustawy Jan Śpiewak ma duże zasługi w działaniach na rzecz ujawniania nieprawidłowości związanych z warszawską reprywatyzacją. Reprywatyzację można jednak w pewnym uproszczeniu podzielić na dwa scenariusze: kryminalny i naturalny. Dzięki działaniom Jana Śpiewaka – a także dziennikarek „Wyborczej” Małgorzaty Zubik, Iwony Szpali, prawniczki Beaty Siemieniako czy nieznanych szerzej działaczy lokatorskich – sprawiedliwość zaczyna dosięgać niektórych aktorów scenariuszy kryminalnych. W scenariuszu naturalnym rzeczywiści spadkobiercy domagają się zwrotu „ojcowizny”, wobec braku ustawowej regulacji reprywatyzacji z pomocą prawników starają się podważać decyzje nacjonalizacyjne z lat 40. i 50., borykając się nierzadko z niekompletnym stanem faktycznym, i niedoskonałymi instytucjami prawnymi. Często również działają na szkodę interesu społecznego (przejmowanie budynków użyteczności publicznej a nawet parków) i interesu długoletnich lokatorów mieszkań. Kres takim sytuacjom przynieść może jedynie uchwalenie kompleksowej ustawy reprywatyzacyjnej, czego nie udało się skutecznie dokonać od 30 lat. Polska pozostaje jedynym krajem postkomunistycznym, który tego nie zrobił. Autor jest adwokatem. Prowadzi kancelarię w Katowicach. Nie zajmuje się zawodowo reprywatyzacją. Konsultacje: r. pr Bohdan Widła. [1] P. Hofmański, S. Zabłocki, Elementy metodyki pracy sędziego w sprawach karnych. Zakamycze 2006, s. 129, T. Grzegorczyk, Kodeks postępowania karnego. Komentarz. Zakamycze 2004, s. 943, P. Hofmański, E. Sadzik, K. Zgryzek, Kodeks postępowania karnego. Komentarz. Tom II, Beck 2007, s. 378 [2] G. Matusik w: Kodeks rodzinny i opiekuńczy. Komentarz, red. dr hab. Konrad Osajda, Beck 2019 [3] por. B. Siemieniako, Reprywatyzując Polskę, Wydawnictwo Krytyki Politycznej 2017 TrnXyg.
  • 244i5rfxe0.pages.dev/320
  • 244i5rfxe0.pages.dev/287
  • 244i5rfxe0.pages.dev/336
  • 244i5rfxe0.pages.dev/9
  • 244i5rfxe0.pages.dev/50
  • 244i5rfxe0.pages.dev/269
  • 244i5rfxe0.pages.dev/103
  • 244i5rfxe0.pages.dev/363
  • 244i5rfxe0.pages.dev/170
  • a śpiewak także był sam